Kabaret studniówkowy

To było dopiero coś. Wspaniały wieczór rozpoczął się  wywiadem, który swoją rangą przyćmił zakulisowe rozmowy w trakcie gali  rozdania Oskarów, zaś pytania były tak błyskotliwe, że sama Oprah  Winfrey mogłaby pozazdrościć ich zadania.


          Owa rozmowa była wywiadem nie  z wampirem, a z samym Końcem Świata, który okazał się zwyczajnym człowiekiem  demonizowanym przez pełnie nietolerancji społeczeństwo. Nasz gość  wykazał się niesamowitą wiedzą z dziedziny ekonomii (“mogę powiedzieć  tylko jedno – że jak ktoś wziął kredyt, to niech się ratami nie  przejmuje”), historii (“kalendarz (…) Majów? Nie znam. Wie pani,  zresztą, skończy się Majów, zacznie się Czerwców, nie?”), polskiej  polityki (“Zainteresowałem się waszym krajem, kiedy poparcie dla  Samoobrony pierwszy raz przekroczyło 20%.”), czy też ramówki polskich  stacji telewizyjnych.
         Zostaliśmy również wyróżnieni, gdyż pan Koniec Świata postanowił uchylić  rąbka tajemnicy i zdradził nam, co może się wydarzyć, kiedy on nastąpi.  Otóż słynne F-16 okażą się zwykły ptactwem, obowiązek wypłacania  emerytur przejdzie z ZUS-u na mikroskop, oraz polskie emerytki  (w beretach!) postanowią własnymi rękami rozruszać polski sektor budowlany  (szczególnie ten związany z budowlami sakralnymi).
         Niestety po tych wstydliwych wyznaniach wymarzonego początku pana Końca  pan Koniec Świata się ulotnił. Ale na scenę wtargnęła dwójka  nauczycieli, którzy z przerażeniem sięgającym zenitu relacjonowali  między sobą wydarzenia z ich miejsca pracy. Niczego nieświadome  profesorki zdradziły, do czego zdolni są ich uczniowie. Kosze na śmieci, które powinny zostać przemianowane na kosze na głowy nauczycieli, to codzienność  w naszych szkołach. Zdemoralizowana młodzież wygłaszająca propagandowe hasła (“sport to papieros, a ruch to kiosk”) zrzesza się w studenckich klubach, których  przeznaczeniem jest wyłudzanie korzyści majątkowych w postaci  papierosów, czy też dokonywanie masowych gwałtów.
         Czy to jest przyszłość naszego narodu? Jak można walczyć z tymi  kryminalistami, którzy podczas przerw bawią się bronią palną? Dyrektorzy  wyposażają grona pedagogiczne w kuloodporne dzienniki. Niestety  z rozmowy można było wywnioskować, że te pieniądze byłby lepiej  spożytkowane, gdyby przeznaczono je na łapówki dla uczniów, lub terapie  psychologiczne dla nauczycieli, którzy z dnia na dzień masowo popełniają  samobójstwa.
          Kiedy dwie nauczycielki „po przejściach” opuściły naszą scenę, nastąpiła  niespodziewana fuzja, gdyż znowu mogliśmy przysłuchać się kolejnej  rozmowie dwójki osób. Można rzec, że to dalszy etap zapoczątkowanej  przez poprzedniczki wyprawy przez meandry edukacji (prawie jak kolejny  krąg piekła Dantego). Była to rozmowa rekrutacyjna przyszłego studenta.  Wykazał się on niespotykaną elokwencją, gdyż znał wiele synonimów dla  słowa “rektor” (“biskup, ekscelencja, demencja, esencja, erekcja,  królowa, pani”). Z uporem godnym podziwu próbował dostać się na listę  studentów, ale zasady zimnej biurokracji, jakimi kierowała się pani rektor  niestety, uniemożliwiły mu to. Niemniej, mogliśmy poznać niesłychane  zdolności tego młodego mężczyzny. Potrafił on złożyć i rozłożyć podanie,  postawić przed sobą trudne pytania (“Znaczy się moment, moment, moment …  yyy … królowo. To się pisze znak zodiaku, czy się nie pisze?”),  przekonać rozmówcę do własnych tez (“Przecież brat jest komornikiem,  wasza esencjo, a komornicy przecie zajmują, co nie?), był gotowy służyć  radą i pomocą (“Moment, moment, moment, wasza yyy … erekcjo. O, mam. Ja  ci to rozkminię od początku, o co kaman.”), wykazać się kulturą osobistą  (“Sorki, że tak w dzień przychodzę, ale ja się chciałem na studia  wieczorowe zapisać.”), czy też zabłysnąć dowcipem wśród towarzystwa (“A  wiesz, wasza demencjo, co Chuck Norris robi przy ksero? (…)  Ksero-kopie.”). I podczas jednej rozmowy ten oto student ukończył uniwersytet.  Tak, to sól dla naszej ziemi, którą będziemy mogli  posypywać własne rany. 
         Ostatnimi gośćmi honorowymi wieczoru byli koleżanka Dzwoniec i jej  kolega profesor, który ją egzaminował. Czteroletni pierwszy rok studiów  wśród ludzi cierpiących na astmę, dwujęzycznych ubogich świń, czy też  robotników budowlanych ocieplających bloki i jednocześnie studiujących  okazał się niekończącą się idyllą dla naszej bohaterki (poza częścią  mieszkania w akademiku, gdzie wszystko trzeszczy, chrząka, kaszle  i chrapie).
         Egzamin rozpoczął się od drobnej wymiany zdań, podczas której profesor trzymał  się kurczowo Francji, zaś koleżanka Dzwoniec Węgier, których historia  jak się okazało ma wiele wspólnego z ww. Francją. Jeszcze w tzw międzyczasie  nasz egzaminujący okazał się koniem, z którym nie warto się kopać, ale  to raczej mało istotny szczegół.
         Wypowiedź studentki była bardzo konkretna (“Sytuacja Francji była w  bardzo trudnej sytuacji”; “Hitler był najgroźniejszym z hitlerowców, ale  Drzymała robił go w wała”), co szybko spowodowało, że koleżanka Dzwoniec  zaczęła walczyć o piątkę. Po połączonej historii francusko-węgierskiej  pojawił się wątek słowiański dotyczący otworów, którymi Słowianie  wychodzili ze swoich drewnianych domów.
        Niestety, pytanie profesora o  związek tego faktu historycznego z Francją przyniósł kolejną wycieczkę. Tym razem do ZSRR, gdyż jak pojawia się związek to musi być radziecki.  Dlaczego? DLATEGO, bo “stara francuska bagietka jest twarda jak kamień,  a jak ją połknął generał Świerczewski, to się kulom nie kłaniał”.  Ostatnim wątkiem, jaki pojawił się podczas odpowiadania z historii  XIX-wiecznej Francji był gol strzelony przez de Gaule’a i Zidane’a. Niestety, profesor nie był gapa (tak samo jak gen. Świerczewski.  DLACZEGO? Nie mam pojęcia) i zauważył kilka drobnych błędów w wypowiedzi  koleżanki Dzwoniec, które pozbawiły ją wcześniej wymarzonej czwórki,  przez co musiała zadowolić się jedynie prasłowiańską dwóją.
      Wieczór wszyscy uznali za udany. Owacjom nie byłoby końca, gdyby na  scenę nie wrócili prowadzący. Jestem przekonany, że historie o przeżyciu  spotkania z Końcem Świata uczniowie LO Żeromskiego na pewno przekażą  swoim dzieciom i wnukom, a lęk przed studenckimi sesjami nie będzie tak  ogromny.

Była to luźna interpretacja surrealistycznych, acz prawdziwych, wydarzeń ze studniówki maturzystów 2010 opracowana przez Marcina Super(b) Filipowicza.

Archiwa
Archiwum
Maj 2024
P W Ś C P S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  
Ostatnie wpisy