„Wolnych ludzi nic nie złamie”
Amerykanie mieli w swojej historii „dziki Zachód”, my na Lubelszczyźnie u schyłku II wojny światowej, jeszcze bardziej brutalny -swój „dziki Wschód. Wtedy to Polska przeżywała najazd rosyjskich „wyzwolicieli”, wprowadzających pojałtańskie porządki. Lubelszczyzna bardzo szybko znalazła się w samym środku tego procesu. Siłą rzeczy stała się jednym z najbardziej zaangażowanych, patriotycznych regionów, w walce z brutalną sowietyzacją Polski. Niepodległościowa partyzantka była tu bardzo aktywna. Na terenie mniej więcej odpowiadającym tzw. „trójkątowi turystycznemu” Puławy- Kazimierz-Nałęczów, mieszały się wpływy dwóch ugrupowań partyzantki poakowskiej, którzy bronili Polaków przed samowolą komunistycznej władzy. Na północ od Puław „rządził” Marian Bernaciak „Orlik” – a w południowej części powiatu – Hieronim Dekutowski „Zapora”– dwaj wybitni, rasowi dowódcy Delegatury Sil Zbrojnych a potem zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Na naszym terenie swoimi brawurowymi akcjami partyzanckimi, doprowadzali komunistów do rozpaczy i ślepej furii. Najważniejsze z nich, miały miejsce wiosną 1945 roku. 24 kwietnia 1945 oddział „Orlika” uwolnił 107 więźniów z UB w Puławach. Równo miesiąc później, w Lesie Stockim zgrupowanie „Orlika”, liczące 170-190 żołnierzy, pokonało obławę oddziału pacyfikacyjnego z Wierzchoniowa składającego się z kilkuset funkcjonariuszy NKWD, UB i MO. Kilka dni wcześniej, 19 maja 1945 oddział „Zapory” zdobył posterunek UB i MO w Kazimierzu Dolnym. Sukcesy te świadczyły o niesamowitej odwadze, wyszkoleniu, nie tylko wspomnianych, legendarnych dowódców, ale i podległych im partyzantów. W wymienionych starciach zginęło 30 „leśnych” i dwa razy więcej komunistów. Ci ostatni mścili się nie tylko na żołnierzach , ale i na mieszkańcach tych okolic. Sprzyjanie partyzantce niepodległościowej było jedną z przyczyn pacyfikacji Wąwolnicy w 1946 roku. Warto w tym miejscu wspomnieć Tadeusza Orłowskiego “Szatana”, który wraz z 17 partyzantami zginął w Nałeczowie19 maja 1945. Ci którzy nie polegli w walce (tak jak „Orlik” w 1946), byli bezlitośnie mordowani przez komunistów w aresztach, więzieniach i obozach. „Zapora”, pojmany przez nich w 1947 roku. Wyrok śmierci, wykonano na nim, po okrutnych torturach, dwa lata później. Według jednego z więziennych przekazów, 31-letni wówczas mjr „Zapora” przed śmiercią wyglądał jak zmaltretowany starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra, zerwane paznokcie. Zginął od strzału w tył głowy.
Natomiast członkowie ostatniego, IV Zarządu WiN, któremu podlegali „Orlik” i „Zapora” zostali zamordowani 1 marca 1951 i ten dzień upamiętniono jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
AL.G.